27 lutego 2014

Codzienność.

Miło mi poinformować, że Bruno (bohater mojego wcześniejszego wpisu)
znalazł szczęśliwy dom, a jego ogłoszenie o adopcji jest nieaktualne.


obornik w workach

 Końska kupa niby powodzenie ma, chociaż często słyszę, że powinnam mieć krowi placek na padoku zamiast rzeczonej. Zwierzę samo w sobie zacne, osobiście lubię te łaciate stwory, ale wolę trzymać kopytne przy domu, pomimo że mleka nie dają.
Telefon dzwoni często, szczególnie w okresie wczesnej wiosny, bo przecież każdy zaczyna porządki w ogródku robić to i na działce się nawóz naturalny przyda. Mały procent chętnych to rolnicy, co na własne pola wywożą. Przeważnie przyjeżdżają osoby w średnim wieku, które hobbystycznie hodują kwiaty czy drzewka, co by coś robić z upływem lat. Sposób transportu obornika jest różny, bo nie każdy ma odpowiedni sprzęt, aby gdziekolwiek dalej z tym zajechać, a jak wiadomo to i do przyczepki straż miejska może się przyczepić i zasugerować śmiecenie. Za to zaś należy się mandat. Ludzie preferują zatem kupę w worku, który zaś wrzucają do bagażnika i odjeżdżają z uśmiechem na twarzy, chociaż mały smrodek zawsze się mimochodem unosi. Nie oszukujmy się, bo to bratkami nie pachnie. Aczkolwiek kto przyzwyczajony, ten wcale nosem nie pokręci.
Towar wydaje, a nie sprzedaje. Mimo tego faktu to zawsze coś do kieszeni wpadnie, a jeżeli nie to konie zyskują, bo klient przywozi marchew bądź jabłka. Ja dostać nic nie muszę, skoro one są zadowolone z dostarczonych przysmaków. Obornik opuszcza moje włości, a człowiek tym bardziej zadowolony, że nie angażując się fizycznie to i wiata zostanie wybrana do czysta po okresie zimowym. Korzyść z przyjemności chwilowego lenistwa jest rzeczą niezastąpioną. Słowo "wyręczyć" nabiera większego znaczenia, będąc wielką falą optymizmu.

***

Odniosę się teraz do mojego ostatniego wpisu pt. "Lęk", albowiem zasugerowano mi parę dni temu, że to kwestia braku dominacji nad klaczą, a co za tym idzie - nie jestem dobrym przywódcą. Neguję tą tezę. Kobyła w kontakcie z człowiekiem ewidentnie respektuje fakt, że ma on swoją sferę, której naruszać nie może. Wykonuje również wszystkie wymyślne polecenia i sugestię, przy czym nie wykazuje oznak buntu bądź niezadowolenia. Za osobą prowadzącą pójdzie wszędzie, pokonując najróżniejsze strachy i poddając się niemej perswazji pewności lidera, że nie należy się bać. Oczywiście ma ona do tego pełne prawo, ale szybko dostosowuje się do danej sytuacji.
Dzisiaj wypuściłam siwą na inny padok, a zostałam z Eufoną sama na drugim. Odpięłam uwiąz i dałam jej wybór. Klacz nie opuściła mnie ani na krok, chodząc za mną jak pies i nie ciągnąć do Młodej ani przez chwilę. Nawet nie zarżała w jej stronę. Robiłyśmy wszystko, począwszy od prostych odcinków, a kończąc na ósemkach i woltach i to bez sznura, który by uniemożliwiał jej ewentualną ucieczką. Chodziła obok mnie bądź za mną z własnej, nieprzymuszonej woli. 

Zatem jakim jestem liderem?

Naprawdę uważam, że jej problem to lęk będący zakorzeniony głęboko w świadomości. Kiedy jestem obok bądź przed nią to nie ma dla niej rzeczy, której by nie pokonała. Kiedy znikam, sprawa staje się bardziej skomplikowana. Wynika to pewnie z potrzeby wsparcia samą obecnością kogoś obok, a nie z pozycji jeźdźca. Zapewne klacz nie potrafi odpowiednio poradzić sobie z podejmowaniem decyzji, co kończy się paniką w momencie kiedy sytuacja ją przerasta. To właśnie z nią ćwiczę. Wymagam, by stanęła na wysokości zadania, ale wiedząc, że jestem gdzieś obok i moje decyzje są równie trafne jak w momencie kiedy ją prowadzę. Zmieniam taktykę i sugeruje jej, aby szła pierwsza, a mnie zostawiała w tyle. Myślę, że z czasem wspólnie odnajdziemy rozwiązanie tego problemu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, że Twoje zdanie zawsze ma znaczenie, aczkolwiek nie zapominaj o tonie jak i o manierze. Pisz z sensem i sensu się trzymaj. :)