Opowiadanie

Prolog

Krople wieczornego deszczu bębniły o parapet w rytmie sennych oddechów dziewczyny. Opatulona ulubioną kołdrą, kołysała się wraz z ogromnymi falami marzeń. Płynęła poprzez ocean przecudownych obrazów własnego szczęścia, które czekały cierpliwie, aż pewnego dnia zechce je namalować. 
Księżyc wstydliwie schował się za chmurą wraz ze swym srebrnym blaskiem jakby w obawie, że ktoś odkryje jego najskrytsze sekrety. A może to strach przed wściekłą smugą złota rozdzierającą mroczny całun, nakazywał ostrożność  ponad miarę? Natura buntowniczo dawała o sobie znać, racząc świat kolejną burzą. Wiatr tańcował razem z kroplami, które opadały ku ziemi z niewysłowioną gracją. Liście szeleściły własną pieśnią, podrygując na gałęziach w takt kolejnych nut zaborczego świstu. Drzewa mocno trzymały się korzeniami, a każde żyjące stworzenie skrywało się we własnym domostwie, gdzie czuło się najpewniej. 
Dziewczyna zdawała się niczego nie słyszeć, albowiem ani razu nie przebudziła się z trwogą. Spokojnie tonęła w objęciach Morfeusza, ofiarowując mu najskrytsze pragnienia...

Rosłe sosny otaczały ją zewsząd, dumnie podążające czubem do nieba. Wysoka trawa sięgała jej do kolan, kłaniając się w pas pod wpływem łagodnego powiewu wiatru. Wszędzie królowała zieleń wraz ze wszystkimi swymi odcieniami. Uniosła błękitne oczy w stronę bezchmurnego nieba, na którym to kołował jakiś ptak drapieżny lecz głosu żadnego nie wydał. Panowała cisza lecz niezłowroga, bo serca nie napawała niepokojem, a raczej koiła wszelakie obawy i nakazywała podążać dalej. W zgodzie z głosem sumienia, dziewczyna ruszyła przed siebie. 
Otoczenie zaczęło się zmieniać wraz z przebytymi metrami, bo drzewa jakby przed nią uciekały na boki, ustępując miejsca niczym władczyni. Tym samym wciąż ukazywała się coraz to szersza ścieżka, okolona promieniami słonecznymi. Uśmiechnęła się do siebie i przyspieszyła kroku lecz zaraz zamarła w miejscu jakby rażona piorunem. Gdzieś w oddali zrodziło się rżenie konia, niesione przez wiatr z niebywałą lekkością. Parokrotnie obróciła się w zgodzie z własną osią, aby nie dojrzeć stworzenia, które przed chwilą oznajmiło światu swoje istnienie. Jakiś ciężar pojawił się w dołku jakby obawa o własne zdrowie, chociaż i ciekawość powolutku zaczęła się nieśmiało dopominać, aby zaspokoić rzeczone pragnienie. Dziewczyna zawahała się raz ostatni nim ruszyła w stronę dźwięku, mimo że istniała możliwość, iż zbłądzi.
- Gdzie jesteś? - zadała pytanie, które utonęło w ciszy.
Odpowiedź nie zamierzała nadejść, a nadzieja gasła. Jej skromny płomyk tlił się jeszcze ostatkami  wiary lecz i ona ma swoje granice, których przekroczyć człowiek nie zdoła. Czas biegł nieubłaganie własnym torem bytu lecz noc nie zamierzała nadejść jakby władze tylko dzień sprawował, a górujące Słońce ponad głową było tego najlepszym przykładem. Nie zmieniło ono swojego położenia ani o milimetr, nie schodząc w dół jak zawsze, co by zachodem pożegnać ziemski padół, a wschodem go powitać.
Cisza opadła grubą kotarą lecz wkrótce począł ją przerywać miarowy odgłos kopyt opadających na trawiaste podłoże, które chwalebnie przyjmowało twarde ciosy kończyn. Dziewczyna drgnęła niespokojnie w obawie przed staranowaniem, pomimo że stada jeszcze nie dostrzegła. Pojawiło się ono w majestacie powiewających grzyw na wietrze i rozdętych szeroko chrap, aczkolwiek grupa ominęło ją nie naruszając bezpiecznej odległości. Kasztany mieniły się blaskiem słonecznym, gniade skąpane były w białych odmianach, a siwe dumnie ukazywało śnieżną biel wiecznej zimy na swych ciałach. Człowiek stał jakby z ziemią zespolony własnymi korzeniami niemego podziwu, gdzie szeroko rozwarte oczy chłonęły przecudowne obrazy wolności. Lecz naturze tego cudu było mało.
I wtedy pojawił się on. Czarny niczym najprawdziwsza noc, a ślepia jego jak dwie srebrne gwiazdy na niebie. Rosły jak dąb, szlachetny jak wielcy królowie. Sprężysty krok lecz nie pozbawiony dynamiki. Wysoko noszony ogon z aksamitnego włosia stworzony, zdawał się upodabniać do pawiej dumy. Siła biła od smolistego ciała, nieposkromiona wola walki jak i pragnienie wiecznej swobody. Dziewczyna była oczarowana jak i słaba, bo popadając w urok tejże istoty skazywała się na wieczne jej wielbienie. Ogier gwałtownie przód poderwał, aby wierzgnąć kończynami i zaryć kopytami w miękkiej ziemi. Zdawał się zbliżać do niej lecz nie była w stanie się poruszyć, a myśl o ucieczce dawno oddaliła się od realizacji. Zwierzę dotknęła chrapami ludzkiego ramienia, aby zaraz usłużnie ugiąć kończyny i położyć się na nich. Wraz z kolejnym spojrzeniem bystrych ślepi, błyszczących niewysłowioną siłą ducha, dziewczyna odkryła prawdziwy przekaz i bez strachu usiadła na czarnym grzbiecie. Uchwyciła długą grzywę we własne drobne dłonie, a po chwili koń podniósł się i ruszył przed siebie. Objęła nogami jego boki, a ten przyspieszył zaraz i już po chwili galopowali razem do jego rodzimego stada, które zdawało się czekać na swojego przywódcę. 
Śmiech opuścił gardło małolaty, która rozłożyła szeroko ręce jakby chcąc objąć cały świat jaki ją otaczał, a był on dobry i pełen nadziei. Nie gasnąca wiara prowadziła ich do przodu, gdzie być może majaczył cel jaki wspólnie obrali lecz pytania odłożyli na później, jedynie obserwując drogę jaką podążali. 

Pierwsze promienie słoneczne poczęły się przedzierać przez szklane okno, opadając delikatne na odkryte oblicze dziewczyny. Kołdrę poprawiła z jękiem, zakrywając oczy lecz zaraz zerwała się szybko i rozejrzała po pokoju. Cztery ściany zewsząd ją otaczały, zieleń jak i żółć. Nie był to las, w którym przyszło jej spotkać istotę niezwykłą, pomimo że nie oczekiwała takiego obrotu sprawy. Westchnęła cicho, przecierając powieki. Sny mają to do siebie, że przynoszą apetyt na więcej, dodając tym samym sił do realizacji marzeń. Ten był wspaniałym obrazem skrytych planów, które powoli domagały się realizacji. Lecz czy będzie miała na tyle odwagi, aby zawalczyć oto, co każdemu się w życiu należy? Bycie szczęśliwym to nie przywilej lecz standard, do którego nawet szary człowiek powinien mieć dostęp o ile wykaże właściwie chęci.
- Zatem jest nadzieja. - uśmiechnęła się mimochodem, wkładając stopy do ulubionych kapci. 
Musi być silna, pomimo wrzucanych pod nogi kłód. Właśnie dzisiaj postanowiła wypowiedzieć wojnę psotnemu losowi i ograniczyć rolę nieszczęścia w swoim życiu. 

 




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, że Twoje zdanie zawsze ma znaczenie, aczkolwiek nie zapominaj o tonie jak i o manierze. Pisz z sensem i sensu się trzymaj. :)