18 marca 2014

Z pogodą...

... trochę lepiej, chociaż jeszcze widać, że choruje na głowę i stara się postraszyć deszczem. Jednakże poranek całkiem przyjemny, bo wreszcie wiatr nie stara się nikogo porwać.

Konie, jeszcze wczoraj, prezentowały się tak:



Nadmierny wiatr im nie przeszkadzał, pomimo że plandeka na balotach dość widowiskowo tańcowała, ale najwyraźniej od dawna są do tego zjawiska przyzwyczajone. Deszcz również nie stanowił problemu, bo skusiły się przeto pastwiskiem i tam je znalazłam, kiedy to przyszłam podać śniadanie do stołu. Obie skrupulatnie za to wytarzały się w piasku, począwszy od czubka pyska, a kończąc na ogonie. Nie śmiałam tego czyścić, poczekam na cieplejsze i bardziej pogodne dni.

15 marca 2014

Ło!

Wiatr mógłby mi dziś głowę urwać i nie oddać, ale ona jeszcze się hardo na karku trzyma. I słusznie, bo bez niej nie byłabym w stanie cokolwiek uradzić, a spraw się trochę do załatwienia nazbierało. Jedne do tych pilnych należą, a drugie wręcz przeciwnie, ale żadnej bagatelizować nie można. A że w standardzie posiadam funkcję "skleroza" to tym bardziej nie powinnam niczego odkładać na późniejszą porę, co by zaraz wiecznością się ona nie stała. Bywało i tak zatem już jakieś doświadczenie w tej materii mam. Dobrze mieć wówczas notes przy sobie i wszystko w nim zapisywać.

Minia
Koty z pogody nic sobie nie robią, bo skoro w domu siedzą, gdzie cztery ściany je chronią to wszystko mogą mieć w tyłku jak nie więcej! Tylko starsza coś marudzi pod małym nosem i miauczy do każdego, ale o wyjściu na dwór ani na chwilę nie pomyśli. Człek sprawdził wiele możliwości, co by chcieć mogła, ale ona i tak z żadnej zadowolona nie była. W sumie skończyło się na tym, że mi teraz na kolanach śpi. Chwała, że pazurów nie wbija tylko nogi grzeje. Młodsza za to z bratem w pokoju siedzi i najprawdopodobniej wyleguje się w swoim ulubionym fotelu. Nie śmiem sprawdzać, co by mnie zaraz nie przegonił. Mamy oddzielne pokoje i każdy swego rewiru doskonale pilnuje.

Puszor  
Z racji, że sobota i dzień wielkiego sprzątania to szynszyla kuwetę ma zmienioną i może ze spokojem się w czystych trocinach wylegiwać. Gdyby jeszcze chciała, bo ambicji ku temu nie ma. Samczyk woli drzemać w pojemniku z piaskiem, gdzie później muszę kupki wybierać i inne dziwne drobiazgi jakie tam sprowadza, by skonsumować. Samiczka zaś dzielnie zajmuje miejsce na drewnianej półce, która od początku jej egzystowania w klatce jest tą ulubioną. Ostatecznie skusi się czasem na polegiwanie na cegiełce. Aktualnie obie oddają się błogostanowi snu.

Gniada Dama 

U panienek w porządku, chociażby z tego względu, że zdrowotnie nic im nie dolega i tak zawsze być powinno. Obie zaczęły zrzucać nadmiar futra, co właściwie miało cieszy, bo każdy kłak ląduje mi w buzi i na ubraniu przez co ciśnienie podskakuje, a ja brzydko się wyrażam. Uroki cieplejszych dni, wiosna idzie. Młodzilla w czwartek oraz piątek wymyśliła sobie, że będzie na podwórko sama wychodzić i zawsze ją tam znajdowałam jak niewinnie podjadała siano z balotów. Oczywiście Gniada była niezbyt z tego faktu zadowolona i nerwowo łaziła wzdłuż ogrodzenia, wypatrując ratunku w mojej osobie, bym raczyła jej zwrócić koleżankę - uciekinierkę. Siwa należy do łakomych stworzeń i ona dla jedzenia zrobi tak wiele, że czasem w głowie się nie mieści jaka kobyła pomysłowa i zaborcza w tym wszystkim. Ale szkody naprawione i już nie próbuje swoich sił, ale zapewne do czasu jak tak pilnie obserwować winowajczyni nie będę. 

Obornik wydałam w ilości około dwudziestu pełnych worków, co mnie raduje, bo zaczynały mi one na podwórku zalegać, a już miesiąc minął od złożenia na nie zamówienia. Nie lubię, gdy ktoś nie docenia mojej pracy bądź ta idzie na marne. Ale sytuacja się rozwiązała, ponieważ Pani czekała na mój sygnał, pomimo że już dawno pisałam, iż ze spokojem można odbierać. Człek czasem się dogadać nie może. 500 kg jęczmieniu "zaklepałam" i w poniedziałek być powinien, jeszcze na owies przyjdzie mi polować, ale to już zagadam do odpowiedniej osoby, która pomoże w konkretny sposób. Przynajmniej mam taką nadzieję, bo po cichu liczę na duże ilości w małej cenie. Kotka, bohaterka wcześniejszych wpisów, już zagojona lecz blizna pozostanie. Nie da się wszystkiego zatuszować, ale to i tak mało ważne, bo przecie liczy się fakt, że teraz będzie normalnie funkcjonować jako wzorowy okaz zdrowia. Szczęścia jej życzę, bo bliska jest memu sercu! 

Czekam teraz na dostarczenie zamówienia:

dla kobył
dla kobył
 
Powinno dojechać do końca następnego tygodnia.

7 marca 2014

Awantura o kota - odsłona druga!

główna bohaterka
Zaczęło się od zwykłego telefonu z lakoniczną informacją, że kotce z rany wycieka jakiś płyn i należałoby to sprawdzić. Tutaj już rodzi się pytanie dlaczego właściciel nie raczył sam tego uczynić i odpowiednio dopasować wzorzec działań do sytuacji, aczkolwiek im głębiej w to wnikam tym mniej wiem. Ruszyłam zatem swoje cztery litery do miejsca, w którym zwierzę przebywa. Futrzak przywitał mnie głośnym mruczeniem, a ja rozpoczęłam oględziny zaszytej rany pooperacyjnej.

 Niespodzianka!

Moim oczom ukazał się obraz upadku pracy weterynarza, albowiem szwów już nie było. Powyrywane. Gdybym nie trzymała kotki to bym się za głowę chwyciła. Wzięłam ją do siebie, co by prowizoryczny opatrunek zrobić i sprawdzić jak wet przyjmuje, bo przecież trzeba to było zszywać ponownie!  Mama zaraz do kuzyna zadzwoniła czy on nie widział, co futrzak wyczyniał i czy jest świadom w jakim stanie się znajduje, ale dostała odpowiedź równie ciekawą, co idiotyczną: "Nie mam czasu obserwować." Dociekając chociaż odrobinę, bo to osoba niepracująca i siedząca na Facebook'u dość namiętnie, muszę wysunąć wniosek, iż sprawdzenie kondycji zwierzęcia jest rzeczą wielce skomplikowaną. Oddając mu kotkę, wręczyłam i listę rzeczy, których dopilnować musi. Podejrzewam, że zlał to ciepłym moczem i pozwolił kocurowi się do siostry dobrać, co skończyło się tak, a nie inaczej.

I znowuż moja wina!

Oczywiście, że zwalił na mnie wszelakie konsekwencje i obecny stan rzeczy, bo przecież to ja zawiozłam kota do weterynarza i łaskawie mogłabym go za to przeprosić. Rozumiem, że jako opiekun zwierzęcia i osoba, która zarzekała się, że nigdy ich nie odda, bo je kocha, to on już żadnych obowiązków nie ma? Karmienie to podstawa jak i zarazem największy jego wkład. Dzisiejsza akcja z futrzakiem była ostatnią w jego wykonaniu, ponieważ kotka zmienia dom. Tupnęłam nogą, powiedziałam "nie" i będę się tego trzymać. Kuzyn na zarzuty, że jest nieodpowiedzialny i niepoważny zwalił wszystko na mnie.

Podsumowując...

Bohaterka wpisu jest obecnie u weterynarza na ponownym zszyciu, bo przecież nie może chodzić z dziurą w brzuchu. W najbliższych dniach okaże się czy osoba chętna ją do siebie weźmie, a wszystko kręci się wokół pierwszego kota, który właśnie tam przebywa. Kotka i to w tym samym wieku. Trzymajcie kciuki za pozytywne zakończenie.

I miły akcent dnia!


Od dzisiaj mam 5 lat!

6.03.14 Odwiedziny.

Danges
stęp 
stęp  
stój  
spacer
spacer 
spacer 
ja i Danges
coś mówię
nadal my
:)


2 marca 2014

Awantura o kota.

"przedmiot" sporu

 Niczego nieświadoma kotka z duszą najsłodszą na świecie (zaręczam), po prostu wróciła dziś do domu po planowanym od dłuższego czasu zabiegu sterylizacji. Weterynarz stwierdził, że tygrysica z niej niezła, ale tylko wtedy jak swojego tyłka broni, a przecież igła jest dobrym powodem do rozpoczęcia natarcia. Szczęście wielkie, że nikomu nic się nie stało. Kicia czysta była w środku, bo jeszcze żadne istnienie się tam nie zalęgło. Nie stwierdzono również, aby coś wewnątrz niepokojącego się działo zatem jest wzorowym okazem zdrowia, tylko niezdolnym już do rozrodu.

A zaczęło się niewinnie...

... bo brat i siostra (panna ze zdjęcia) domu szukali. Tymczasowy mogłam dać, a że sprawa nie cierpiała zwłoki to decyzję podjęłam szybko. Rodzeństwo trafiło do domu jednego z moich członków rodziny i tam też miało wieść swój żywot, póki sytuacja się nie unormuje i nie zaoferuje ktoś DS (domu stałego). Aczkolwiek los bywa przewrotny i tak maluchy zostały tam, gdzie pierwotnie miały spędzić mały ułamek czasu. Nadzorowałam wszystko, jako że czułam się poniekąd odpowiedzialna za nie. I właśnie ten fakt zdaje się być najbardziej irytującym...

Marudzeniem...

... sumienia się przejmuje i niestety nie jest to rzadkie zjawisko. Kocur i kotka weszły już na taki etap życia, że są zdolne do rozrodu. Fakt ten może i nie jest jakimś zbereźnym obrazem, aczkolwiek całokształt sytuacji już owszem. Trzymane razem w domu, nie wypuszczane na dwór i bez braku swoistego nadzoru mogły przecież coś zmajstrować, zwłaszcza że brat do siostry systematycznie próbował się dobrać. Gdy rzeczone miały pól roku to chodziłam i prosiłam, co by jeszcze zakodował (członek rodziny) w swej głowie, że trzeba wyciąć bądź zrobić blokadę (zastrzyk), a nie czekać na wysyp kociąt. Minął tydzień, a potem i drugi, aż się uzbierało ich z kilkanaście. Czekać dłużej nie mogłam, bo głos w mej głowie był nazbyt uporczywy. Umówiłam na zabieg, zawiozłam i przywiozłam. Wydawałoby się, że zrobiłam dobrze...
... guzik prawda!

Pretensją nie ma końca. Zamiast słowo "dziękuję" usłyszeć, bo wyręczyłam lenia i się zajęłam całą sprawą to najpierw mi wytknięto, że poinformować łaskawie bym mogła (co robiłam od paru miesięcy!), a później zwyczajnie zmieszano mnie z nazbyt wyrośniętą dumą. Na zastrzyk miał jechać to mu plany pokrzyżowałam, a gdybał przez miesiąc cały czy warto się angażować (w lutym się wybierał i nie dojechał).  Jaką ja pewność miałam, iż wreszcie tyłek podniesie i raczy się zainteresować? A co by zrobił w momencie, w którym okazałoby się, że zwyczajnie jest za późno i jedynym ratunkiem jest wycięcie kotki? Palnął z wysoka, że go nie stać na zabieg. Nikt nie powiedział, że kasą wymiotować musi, ale mógłby się odezwać to był rzuciła zielonymi, a w ratach została by kwota zwrócona. Nie, bo przecież to taki wstyd powiedzieć "proszę".  Zasugerowałam grzecznie, że rodzeństwo to dla niego za dużo i niech jednego wyda, zwłaszcza że mam chętnego to się zaraz oburzył, napuszył jak paw i chciał dziobać. 

W efekcie zwalił na mnie wszystko.

 Zatem od dzisiaj winna całej sytuacji jestem, że problemu go pozbawiłam w postaci niechcianych kociąt. Świat to jedna wielka wylęgarnia, zapamiętać to muszę. Również poczuwam się do tego, że chcąc dobrze to spieprzyłam sprawę i powinnam pluć sobie w twarz za taką grzeszną niesubordynację. Pójdę do piekła i wcale mnie to nie dziwi. 


Mimo wszystko się odważę!