23 lutego 2014

Lęk...

Od rana pogoda dopisywała, a skoro uraczyła mnie słonecznym blaskiem bezchmurnego nieba to postanowiłam skorzystać. Głupia bym była, gdybym w domu siedziała i patrzyła beznamiętnie w ekran monitora. Internet na początku był ciekawą zabawką, a teraz jest jedynie dodatkiem, z którego lubię korzystać kiedy mam na to wyraźną ochotę.

Eufonę wyczyściłam i osiodłałam, co było o tyle łatwe, że wyćwiczone. Niegdyś nie miałabym konia przysypiającego podczas tych czynności, a uciekającego na boki z wielkimi oczyma, bo cóż ja to w ręku trzymam! Postępy cieszą każdego nauczyciela, który się stara by uczeń zrozumiał. Obrać mogłam zupełnie inną drogę, aczkolwiek podążyłam specyficzną ścieżką cierpliwości jak i zrozumienia, czego nie postrzegam jako ujmy na honorze. Korony nie noszę zatem nie miało mi co z głowy spadać.

Gniada już od ponad roku stoi z siwą, a jest ona jedynym końskim przyjacielem, do którego ma nieprzerwany dostęp przez cały dzień. Oczywiście jest to rodzaj stada i dobrze, aczkolwiek z drugiej strony ich wspólna więź okazuje się kwestią dość problematyczną. Eufona przez 11 lat bytowała wśród innych kopytnych bez możliwości separacji, albowiem nie była brana na spacery, ani na jazdy pod siodłem w pojedynkę. Dopiero u mnie ten system został wprowadzony, aczkolwiek nie do końca zaakceptowany. Kobyła specyficznie okazuje stres, albowiem tka. Aktualnie jest to problem już zminimalizowany, ponieważ od samego początku nie pozwalałam jej swobodnie bujać się niczym statek na morzu tylko ją przeganiałam. Zdało to efekt, chociaż o całkowitym sukcesie nie mogę tutaj napisać. Kobyła podczas terenu potrafi do 30 minut rżeć nieustannie w celu zlokalizowania jakiegokolwiek konia. Dźwięk szkodnikiem nie jest, a mam tolerancji przeogromne pokłady zatem jechałyśmy dziś w akompaniamencie jej nawoływania. A co idzie z tym w parze? Nienaturalna sztywność jak i rozproszenie uwagi na milion kawałków, co zazwyczaj rodzi wiele sytuacji sugerujących spłoszenie. A to jest dość niebezpieczne , zważywszy że reakcja może się przerodzić w panikę, a ona zaś w dramat.

Bezczynnie nie stoję, a dodaje oliwy do ognia. Bo i tak ją zabieram na samotne spacery jak i jazdy pod siodłem, wierząc w duchu, że sytuacja ulegnie diametralnej zmianie, kiedy utożsami się z codziennością i przestanie być interpretowana jako wieczna separacja, bo przecież gniada wraca po określonym czasie do swej siwej koleżanki.

Jednakże czy tak głęboko zakorzeniony lęk separacyjny
da się "wyleczyć"? 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, że Twoje zdanie zawsze ma znaczenie, aczkolwiek nie zapominaj o tonie jak i o manierze. Pisz z sensem i sensu się trzymaj. :)