30 stycznia 2014

Siwa.

Młódka niespokojnie rozglądała się po ciasnej przyczepie, do której wprowadzono ją po dokonanej transakcji. Pieniądz opadł z szelestem zysku na dłonie jej już byłego właściciela, opuszczając portfel człowieka dość otyłego i niezdarnego w chodzie. Sprzedano ją.
Rozszerzyła chrapy po raz ostatni wdychając znane sobie wonie, a z jej gardzieli wydobyło się pożegnalne rżenie w stronę matki jak i stada. Samochód zapalił, ruszyli.

U handlarza.
Droga wiodła dwulatkę w strony jej nieznane, nigdy bowiem nie opuszczała rodzimej miejscowości ani znanych sobie pastwisk. Trzymała się zawsze stada, które gwarantowało bezpieczeństwo. Będąc blisko matki czuła się na tyle pewnie, by poznawać świat z błyskiem w ciemnych ślepiach, korzystając ze swobody jaką jej dano. Jednakże czuła w głębi duszy, że na jej szyi zaciska się złowroga pętla niewoli, której smaku jeszcze nie zaznała.

***

Siwa uniosła łeb wyżej, chociaż sznur nie pozwalał na nazbyt gwałtowne ruchy. Czuła jak wrzyna jej się w skórę, aczkolwiek po chwili odpuszczał, kiedy i ona się poddawała. Ze spuszczoną głową stała dzień w dzień, nie odliczając już minut, a tym bardziej mijanych godzin. Dzień się rozpoczynał i kończył, światło padało skąpo na betonową podłogę, a potem nadchodziła ciemna noc. Nawet gwiazd już nie dostrzegała, nie miała sposobności by się obrócić i podziwiać srebrną tarczę Księżyca. Zawitała beznadzieja.
Ciało pragnęło ruchu, a każda kończyna drgała niespokojnie z tej tęsknoty. Mięśnie cichutko protestowały, jedynie napinając się przy próbie zmiany odpoczywającej nogi. Kopyta poprzerastały, tworząc dziwny obraz zaniedbania, chociaż gdyby poświęcić temu problemowi chwilę czasu to nigdy by nie zaistniał. Wewnątrz organizmu zagościły pasożyty, chluba braku odpowiedniej opieki. Jeszcze gołym okiem nikt nie dostrzegał degradacji życia, aczkolwiek ono już mozolnie przygasało z ironicznym uśmiechem losu.
Szopa była więzieniem o drewnianych trzech ścianach, bo czwarta została zniszczona w okolicznościach znanych tylko właścicielowi. Cela z jednym korytem, aczkolwiek długim. Po prawej stronie starszy arab, podobno ze znaczną kulawizną. Po lewej dwie ciężarne klacze zimnokrwiste, o ile plotka głosi prawdę. Nie buntują się, nie krzyczą z rozpaczy. Ich oskarżycielski ton milknie w jaźni, żadne słowo pyska nie opuszcza, a jedynie ślepia tak szczere niczym zwierciadła duszy, smętnie komentują codzienność tej egzystencji. Człowiek powiedział, że to jego pasja. Ale i ona ma prawo godnie swych dni dotrwać.

***

Dzień kupna.

- Zaraz ci ją pokaże. - pobrzmiewa męski głos, który zbliża się nieuchronnie niczym zaraza.
Młódka drży na ciele w odruchu niemej złości. Nienawidzi dwunożnych istot.
- Tylko ona jest na sprzedaż. - zimne słonie podpinają karabińczyk, uwiąz spoczywa w dłoni chłopaka w czapce. 
Ten ciągnie ją w stronę wyjścia, a ona wybiega jako pierwsza stęskniona za Słońcem. Zatrzymuje się gwałtownie przed dwójką nieznajomych, starszy pan i jakaś dziewczyna w czerwonej czapce. Mija sekunda, tyle uwagi poświęca chudzinie. Siwa rży niespokojnie, kręcąc się wokół prezentera szybkim kłusem. Nie daje się zatrzymać, nie chce zaprzestać ruchu. Pragnienie biegu i szaleństwa maluje się w jej ślepiach. Zewsząd odpowiadają inne głosy, koni jak i kucy. 
Blondynka patrzy na ojca dość znacząco jakby mówiła, że tak nie da się dobrze zwierzęciu przyjrzeć. Jedynie dostrzega brak kulawizny, a i większych uchybień od budowy nie widzi. Wzdycha ciężko w duchu, a serce tłucze się w piersi niespokojnie. Rozsądkiem nie wybierze, emocje są z nim na wojnie. 
- Bierzesz? - pada pytanie tak niespodziewanie jak strzał z pistoletu.
Kula wpada głęboko do jaźni i rozpoczyna własną manifestację racji.
- Tak. - odpowiedź gaśnie, gdy siwa po raz kolejny rży.

***

Pierwsza trawa.

- Zróbmy jej prezent. - te słowa brzmią tak niewinnie.
Chłopak bierze siodło i zardzewiałe wędzidło, które wsadza siwej w pysk o zgodę nie pytając. Dwulatka buntuje się na tak gwałtowne zmiany. Pierwsze wsiadanie odbywa się w wśród jak kwików niezadowolenia, gdy lecą barany wyższe od jej łba. Jeździec spada i więcej nie próbuje. 
- Pojebany koń. - ocena zostaje wystawiona.

***

Klacz porusza leniwie uchem, patrząc w stronę furtki z nieukrywanym zaciekawieniem. Dziewczyna niesie dwa wiaderka, które bujają się wesoło w dłoni, a pełne są owsa i jęczmieniu. Rży wesoło na ten widok, pchając głowę pomiędzy żerdzie bramy.
- Młoda, co ty robisz? - ale dziewczyna już zna łakomstwo konia i jedynie się uśmiecha.
- Zaraz dostaniesz tylko mnie przepuść.
Siwa grzecznie się cofa i czeka jak ta zniknie we wnętrzu wiaty, aby zaraz odgłos opadających ziaren do żłoba zabrzmiał niczym pieśń pochwalna. Jej łeb pojawia się tuż obok ściany, gdzie chudzina właśnie próbuje wyjść, ale znowu na jej drodze stoi kobyła.
- Przepraszam bardzo, ale możesz wyjść? - to pytanie pada już codziennie.
Zwierze grzecznie polecenie wykonuje, aby zaraz samemu znaleźć się "przy stole" i rozkoszować śniadaniem godnej królowej, bo ona z całą pewnością na ten tytuł zasługuje.

***

Alicja vel. Młoda vel. Młodzilla

Pamiętam dni przeradzające się w miesiące, gdy stałam przywiązana na sznurze do metalowego kółka, a każdy ruch był tylko marzeniem zastałego ciała. Jednakże obraz ten coraz bardziej mglisty, oddala się wraz z kolejnymi porami roku, gdzie rozkoszuje się wiosną na pastwiskach, a i zimną na śniegu. Moja swoboda nie została mi zabrana, potraktowano ją jako coś, co od zawsze należało do mnie. Dano mi dom, w którym mam schronienie lecz jest on otwarty dla moich potrzeb, a nie zamknięty na ich głośne wołania. W dzień jak i w nocy spaceruje po świeżym powietrzu, a kiedy tylko deszcz obejmie mnie w przyjacielskim uścisku, wchodzę do wiaty i go przeczekuje. Nikt mnie nie chce tam zatrzymać. Nieograniczony ruch jest najwspanialszym darem, który mi przyszło dostać od człowieka. Ach, i kimże bym była bez tej miłości, która nie domaga się odwzajemnienia? Już sama moje istota zdaje się być najwspanialszym prezentem jaki chudzina mogła sobie wymarzyć, aczkolwiek w cichym szepcie mojej wdzięczności i moje serce zagościło.

***

Niedługo będziemy świętować naszą trzecią rocznicę wspólnych przygód jak i dramatów, aczkolwiek tych drugich nie doświadczamy codziennie, a jedynie przez krótką pesymistyczną chwilę. Moja historia na pewno się nie kończy, nie w momencie startu, bo meta jeszcze daleka. Pokonamy tą trasę razem, wszakże pamiętam te słowa...:
- Nie bój się. Nie oddam cię nikomu. Sprzedać, też nie sprzedam. Jesteś u mnie na dożywocie. 
I wtedy blondyna się szeroko uśmiecha.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, że Twoje zdanie zawsze ma znaczenie, aczkolwiek nie zapominaj o tonie jak i o manierze. Pisz z sensem i sensu się trzymaj. :)