25 stycznia 2014

Zwierzenia cz.2

Nie pytaj mnie o wczoraj, 
bo to przeszłość, do której nie chce wracać.
Zadaj pytanie o jutro, 
 a opowiem ci jakie mam nadzieję odnośnie przyszłości...



Moje ucho drgnęło na odgłos zbliżających się kroków, a z pyska wypłynął melodyjny dźwięk zadowolenia, bo doskonale wiedziałam, że oto podąża w naszą stronę śniadanie.  Chodzi szybko, kroki stawia małe, ale w dobrym tempie i przez to zdaje się innym jakby biegła, a przecież to nie jest prawdą. Jak zwykle na głowie ma swoją ulubioną czerwoną czapkę, znak charakterystyczny blond chudziny, bo do innej grupy wagowej trudno ją zaliczyć. Dwa małe wiaderka bujają się wesoło, pełne owsa, witamin i jęczmieniu. 

To ta czapka!

Jej pierwsze wsiadanie nie odbyło się bez smutnego spotkania z rzeczywistością, bo nie zamierzałam współpracować i dlatego razem o mało nie wpadłyśmy w galopie do wiaty. Stoi drewniana, dumnie się prezentując jako dzieło jej Taty, który w pocie czoła spełniam wolę córki. Obiecał, wszakże inaczej postąpić nie mógł. Jednak jakimś cudem bądź samozaparciem wraz z wizją rychłej klęski, gdzie świadomość nakazywała walczyć, zdołała mną skręcić i zatrzymać. Zsiadła bardzo wściekła, chociaż gotowała się wewnątrz, a na zewnątrz jedynie usta w cienką linię przyozdobiła. Uniosła wówczas szare oczy na mnie, mrużąc je jakby jakaś niecna myśl właśnie zawitała jej do głowy. Nie miałam pojęcia, że właśnie odkryła kłamstwo. Powiedziano jej kiedyś, że dobrym koniem wierzchowym jestem i z całą pewnością będzie miała ze mnie dobry pożytek. Szkoda tylko, iż pierwsza jazda była pasmem nerwów i spięć pomiędzy nami, bo naiwna bańka mydlana właśnie pękła, a prawda ujrzała światło dzienne. 
Łgać nam nikt nie każe, chociaż nadużywamy dobrej woli świata, malując go szarością nieprawdy. Ona tego wręcz nie znosi, zaraz by język wyrwała, a i nie żądając wyjaśnień, bo jedynie słusznej kary. W pewnych kwestiach nie wolno nadużywać słowa, niedomówienie mogłoby się skończyć nieszczęściem lecz w naszym przypadku szybko szydło z worka wyszło. I bardzo dobrze.
Odstawiła mnie od siodła na bardzo długo, bodajże sześć długich miesięcy, gdzie jedynie praca z ziemi mnie obowiązywała, chociaż i ona była sporadyczna. Miałam się przełamać, przekonać ogólnie do ludzi i sama wykazać chęci współpracy, co w tamtym okresie rzadko przychodziło mi do łba. 

Bo każdy potrzebuje bratniej duszy...

Nie to, co jaśnie panna Siwa! Ta to wszędzie pierwsza zawsze być musi, a i doskonale zdawała się znać dwunożną istotę, która to i tak baczyła na nią jak na pasmo udręk, chociaż się uśmiechała! A bo to również ciekawa historia, gdzie początek ich wspólnej przygody zdawał się być rychłym końcem. Wierzyć mi się nie chce, iż ostatecznie dziewczyna zaakceptowała wady konia jak i swoje podkreśliła, obiecując solennie poprawę. Czy zwierzę musi tego słuchać? Wydawało mi się to dziwne, bo przecież żadna siła nie zmuszała jej do walki o nasz dobrobyt, a ona sama potrafiła głośno siebie skrytykować i przyznać się do błędu. Pierwszy raz było mi dane usłyszeć z ust homo sapiens: przepraszam. 
Czy właśnie tego od niej wtedy wymagałam? Czy targał nią jakiś wewnętrzny głos sumienia, nakazujący traktować równo i sprawiedliwie istotę żyjącą na jej utrzymaniu, gdzie zwyczajnie zły krok mógłby skończyć się porażką? Jesteś odpowiedzialna za to, co oswoisz... Czy i ona to wiedziała?
Młoda, bo tak na nią blondyna woła, była na początku dla mnie swoistą terapeutką. Traktowała swoją opiekunkę niczym członka stada i nie zamierzała naruszać jej pozycji, a każde polecenie zaraz wykonywała i to bez słowa, odpowiadając na mały gest ręki czy wskazaniem palca. To chyba jakieś czary były! Zapewne wiedźma w ludzkim ciele, bo gdyby zdjęła maskę to szpetota zakrawałaby o najwyższą karę. Teraz mnie to bawi, aczkolwiek wtedy bardzo dziwiło. Nie rozumiałam więzi jaka pomiędzy nimi się wytworzyła, bo nigdy wcześniej nikt nie raczył sobie trudy zadać, aby i ją ze mną zbudować. Niezwykła to magia znać siebie na wylot i reagować na śladowy znak, gdzie jeszcze jawna prośba nie została ujawniona. Ten urok i mnie chciał objąć, pomimo że jeszcze gotowa bronić się byłam, ale słabłam. Z czasem dowiedziałam się dlaczego mój upór odszedł w niepamięć...
I tak nadszedł dzień, w którym przestałam się chować za szarym zadem Młodej, a wychyliłam pysk dalej, domagając się swojej porcji marchewki. Teraz to potrafię za chudziną łazić niczym pies stróżujący, aby w końcu raczyła mnie podrapać po szyi, bo przecież takiej damie jak mi to zwyczajnie się należy! Najczęściej przeszkadzam jej wtedy w sprzątaniu padoku, co komentuje jedynie poirytowanym spojrzeniem i wzruszeniem ramion, aczkolwiek mnie to nie zniechęca.

Dwójka ma większe znaczenie od jedynki...

Słyszę własny odgłos kroków, gdy kopyto opada na twardą ziemię w spokojnym rytmie rozluźnienia. Uszy leniwie podrygują, a z nozdrzy ulatuje westchnięcie. Zerkam jedynie przelotnie na osobę obok mnie, która poprawia czapkę mimochodem, udając jednak, że wcale nie miała tego w zamierzę. Wybiera kolejną drogę w rozległym lesie, wskazując jakieś mniejsze i większe pagórki.
- Poćwiczymy grzbiet. - mówi do mnie, uśmiechając się naprędce. 
- Ale najpierw... No, Eufona! Kłus! 
Dlaczego ja za nią biegnę? Bawi mnie to pytanie, bo znam na nie odpowiedź. Włosia ogona rozdmuchuje figlarny wiatr, a ja szybciej przebieram nogami. Wyczuwam pozytywne zmiany. 


To nie koniec, jeszcze o sobie Wam opowiem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, że Twoje zdanie zawsze ma znaczenie, aczkolwiek nie zapominaj o tonie jak i o manierze. Pisz z sensem i sensu się trzymaj. :)